Pasje dorosłych często mają korzenie w dzieciństwie. Tak jest w przypadku bytowiaka Grzegorza Rycko.

W 1986 r. na 10 urodziny tata kupił mi Jawkę „kaczkę” tzw. pancernika. Pokazał mi ją w Świątkowie i powiedział, że jest moja – o początkach swojej jednośladowej pasji mówi Grzegorz Rycko, dodając: – Chciałem nią od razu pojechać do Bytowa. Tata odparł, że będę mógł, ale dopiero wtedy, gdy pokażę świadectwo ukończenia szkoły. Jawka czekała więc na mnie od końca września aż do czerwca. Kilka lat później ojciec za pieniądze, które zarobił na remoncie spalonej restauracji Kaszubianka, kupił mi Rometa Charta 210. Dziś w moim garażu znajduje się podobny odrestaurowany motocykl (zdjęcia poniżej). Wygląda tak samo jak tamten nowy z bytowskiego sklepu PZGS. 

W garażu pana Grzegorza stoi niejeden jednoślad. Jest ich tam w sumie kilkanaście. Kolekcja jednak nie jest poświęcona polskim Rometom ani popularnym swego czasu czechosłowackim Jawkom. Co to to nie! Tu stoją enerdowskie Simsony. O każdym kolekcjoner może opowiadać i opowiadać. Jego zbiór poznajemy w chronologicznej kolejności. Najpierw przedstawia nam Simsona SR1 z 1956 r. – To dość prymitywny jednoślad, zarówno w wyglądzie jak i prowadzeniu. Nie jest to już rower, ale jeszcze nie motorower, czyli moped. Zauważam w nim więcej cech roweru – mówi G. Rycko. W latach 1954-1956 wyprodukowano ich 150 tys. Ten SR1 z silnikiem o mocy 1,8 KM (na zdjęciu głównym oraz poniżej) przejechał zaledwie 432 km. – To zarejestrowany przebieg od chwili odrestaurowania – zapewnia. Posiadacz wiśniowego jednośladu dumnie wskazuje na jego zadbane detale. Pokazuje charakterystyczny aluminiowy odlew na przednim błotniku. – Podobne spotyka się przy amerykańskich motocyklach z lat 50-60. XX w. – mówi bytowski pasjonat marki made in DDR.

Ten egzemplarz został świetnie odrestaurowany przez pasjonata Simsonów, pana Piotra z Trójmiasta. Nabyłem go dzięki pomocy mojego sąsiada Witolda Diuga. Mimo tego, że kolekcjoner miał aż trzy sztuki, trudno go było nakłonić do sprzedaży jednego z nich – tłumaczy.

 

W tym momencie pan Grzegorz wyjaśnia, że choć miłością do jednośladów zaraził się dzięki ojcu, to już ich kolekcjonowaniem właśnie od Witolda Diuga i jego syna Krzysztofa. – Oni zbierają Romety. Ja dla odróżnienia postawiłem na Simsony. Przy zakupie kolejnych egzemplarzy zawsze korzystam z ich wiedzy – śmieje się G. Rycko, wskazując palcem na kolejny model – SR2.

Dwójka była bardziej dopracowanym modelem. Wyposażono ją w masywniejsze, głębsze błotniki i większy bagażnik. Poszerzono koła, ale zmniejszono ich średnicę. Poprawiono zawieszenie na bardziej „resorowalne”. Natomiast jednostka napędowa pozostała bez zmian – wymienia, prezentując model z 1957 r. W porównaniu z poprzednikiem posiada więcej cech klasycznego motoroweru. – Zaufałem poprzedniemu właścicielowi i się nie zawiodłem. W tym wypadku miałem szczęście, bo wielokrotnie pokonywałem setki kilometrów, by na końcu drogi przekonać się, że Simson był w fatalnym stanie. Bywały też kiczowato tuningowane. A mi podobają się jedynie te, przypominające stan fabryczny. Jestem przekonany, że gdybym chciał uzyskać żółtą tablicę [rejestracyjna dla pojazdów zabytkowych – przyp. red.] mój egzemplarz Simsona SR2 (zdjęcia poniżej) bez problemu uzyskałby pozytywną ocenę rzeczoznawcy – zapewnia. 

 

W zbiorze G. Rycko uwagę zwracają trzy podobne do siebie Simsony. Wizualnie przypominają miniaturki Gazeli. Łączy je m.in. sztywne mocowanie przedniej lampy, niezależnej od skrętu kierownicy. – W 1964 r. rozpoczęto produkcję tzw. serii ptaków. Brakuje mi jednego, SR4-1 Spatz, czyli wróbla. Mam za to kolejne: SR4-2 Star, SR4-3 Sperber i SR4-4 Habicht, czyli szpaka, krogulca i jastrzębia – mówi. Różnią się detalami, ale dla posiadacza tej kolekcji są one bardzo istotne. – Wróbel miał dwa biegi, a szpak – trzy. Stosowano też różne formy chłodzenia silnika – wyjaśnia. – Chyba najbardziej spośród ptaków wyróżnia się Sperber – wskazuje biało-niebieskiego krogulca z 1966 r. – Całkowicie zmodyfikowano silnik. Zrezygnowano z wymuszonego chłodzenia powietrzem, wstawiono czwarty bieg. Dzięki temu silniki osiągały moc 4 KM i maksymalną prędkość 75 km/h. Wyprodukowano ich mniej niż pozostałych ptaków. Pewnie dlatego trudno dostać je w przyzwoitym stanie. Trafiają się np. z wstawionymi silnikami starszymi lub młodszymi. Jak na motorower był zbyt mocny, nie spełniając jego parametrów. W związku z tym zniknął z taśmy produkcyjnej po 18 miesiącach – mówi dumny posiadacz oryginalnej wersji.

 

Motorowery Simsona znacznie wyprzedzały jakością nasze Romety. Wydawać by się mogło, że różniły się szczegółami, ale młodzi motorowerzyści dawniej zwracali uwagę na to, że Simsony posiadały choćby kierunkowskazy, podświetlane liczniki, czy wykonano je z lepszych materiałów. Sam się o tym przekonałem, bo dawniej przejechałem nimi ponad 15 tys. km – mówi mężczyzna.

W jego kolekcji nie brakuje skuterów, tzn. motorowerów z charakterystycznymi osłonami. Na podeście dumnie prezentuje się niebieski Schwalbe KR51. Skrót pochodzi od Klein Roller, czyli mały skuter. – To skuter pierwszej generacji z 1974 r. Nabyłem go od pracującego w NRD, który był jego pierwszym i jedynym właścicielem. Ten egzemplarz przejechał zaledwie 1147 km i jest w stanie fabrycznym. Nie był restaurowany, zachowując niewielkie ślady użytkowania bez pucowania i picowania. Ma nawet niezużyte oryginalne opony. Jakby czas się dla niego zatrzymał – mówi kolekcjoner. Takie eksponaty są najcenniejsze. – Nie ma ich wiele. Były to przecież pojazdy intensywnie eksploatowane do codziennej jazdy. Dzisiaj najczęściej to już tylko ruiny – mówi.

 

Na zakończenie prezentacji motorowerów z fabryki IFA pokazuje nam egzemplarze, które wielu może jeszcze pamiętać z naszych ulic. Mowa o niezawodnym skuterze SR 50. – Mam sentyment do tego modelu, bo takim jeździłem w dzieciństwie. Ten roller pochodzi z 1989 r. – dodaje.

W zbiorze bytowiaka nie mogło zabraknąć popularnych z lat 90. Simsona 51B oraz Enduro. Również w tym przypadku nasz rozmówca z zaangażowaniem wskazuje na różnice w zawieszeniu, wzmocnionej ramie, amortyzatorach i kierownicy. Na uwagę zasługuje jego znajomość historii samej fabryki, którą założyli bracia Simson w niemieckim Suhl. – Na początku, tj. w połowie XIX w. produkowali broń, a dopiero później rowery, no i w końcu motorowery – opowiada. Nawiązując do tego, prezentuje Simsona – Mofa 1 (zdjęcia poniżej). To rower podobny do naszego składaka Wigry 3, ale z minisilnikiem spalinowym. – To prymitywna konstrukcja z dwoma łańcuchami. Jeden do napędu nożnego, a drugi do silnika spalinowego. Ten nieudany i niechlujny model produkowano krótko. Był słaby i wolny z jednym biegiem – mówi o nietypowym pojeździe.

 

Na deser tej garażowej prezentacji G. Rycko zostawia czerwonego skuterka SR 80 (zdjęcia poniżej). Na pozór nie różni się od omawianego wcześniej innego skutera. – To maksymalnie wypasiona wersja z rozrusznikiem – mówi, wymieniając kolejne zalety pojazdu. Wyprodukowano ich zaledwie 950! – Niemal wszystkie poszły na eksport do RFN i Hiszpanii skąd pochodzi właśnie mój SR 80 – mówi posiadacz egzemplarza z przebiegiem ledwie 584 km. Do naszego kraju sprowadził go Polak z Wrocławia, który potem dał ogłoszenie w internecie. – Wpłaciłem przelewem zaliczkę i na drugi dzień pojechałem po niego. Na miejscu w celu stargowania ceny udawałem lekko zdegustowanego. Na nic to się jednak nie zdało, gdybym wtedy zrezygnował z kupna, to za chwilę za znacznie wyższą kwotę kupiłby go niemiecki kolekcjoner. Uratowała mnie zaliczka – śmieje się pan Grzegorz.

Kolekcjoner nie byłby sobą, gdyby nie planował dalszego powiększania swojego zbioru. Zdradza nam, że znajdą się w niej kolejne Simsony oraz motocykle ETZ z fabryki IFA ze wschodnich Niemiec. – Muszę nadal penetrować internet, a być może znajdę kiedyś czas, aby wybrać się na poważne zakupy do źródła, tj. Niemiec.

Bogdan Adamczyk

PS. To nie jedyna motoryzacyjna pasja Pana Grzegorza, ale o Mercedesach innym razem…