Jest sobota godz. 6:00. Zajeżdżamy na miejsce startu LENO W PRZÓDK. Choć mamy jeszcze godzinę, na miejscu są pierwsi niecierpliwi. Po chwili parking stacji Shell w Udorpiu zapełnia się autami bloku wschodniego. Komandorzy Leszek Wrzesiński, Michał Jaworski, Łukasz Czaja i Michał Stencel dzielą je na 4 tematyczne grupy, w taki sposób, aby nie przekroczyć liczby po 20 pojazdów. Nie można bowiem utrudniać ruchu innych użytkownikom dróg. Wszystko idzie sprawnie. Dochodzą jednak smutne wieści, że z grona 80 pojazdów nie dotrze 5 z nich. No cóż, taki urok starych pojazdów. Dochodzi za to Polonez ze Szczecina, który w wyniku nieporozumienia stawia się bez wcześniejszego zgłoszenia. Muszę być elastyczny i zgadzam się na jego udział. Po rozdaniu pakietów startowych z gadżetami i ustawieniu na linii startu ruszyła pierwsza ekipa złożona głównie z małych Fiatów.

Kwadrans później startuje drugi peleton złożony głównie z Polonezów. Wraz z żoną Iwoną jadę w trzeciej ekipie będącą mieszanką różnych marek. Rajdową stawkę zamykają Żuki i inne o podobnych gabarytach. Mija pierwszy stres. Obyło się bez zgrzytów. W Chojnicach dołączają do nas miejscowi i już w komplecie i zgodnie z układem grup docieramy do Sępólna Krajeńskiego. Na placu Pomorskiego Okręgowego Muzeum PRL wita dyrektor Marcin Gulka. Pomaga mu uczestnik rajdu Paweł Mientki. Ze względu na wielkość placu, możemy sobie pozwolić na pełną i jedyną komasację uczestników. Następnym razem w komplecie zobaczymy się dopiero w miejscu Biesiady Kaszubskiej w gospodarstwie agroturystycznym w Kolanie. Wcześniej jednak delektujemy się widokiem zasobów Sępoleńskiego muzeum. Jestem tutaj chyba piąty raz. Za każdym razem oglądanie pojazdów i urządzeń codziennego użytku rodem z PRL sprawia ogromną radość. Pewnie dlatego że rodzą się wspomnienia z dzieciństwa. Gdzieś z oddali słychać „ooo, miałem taki rzutnik do slajdów, a ja miałem taki magnetofon!”. Po chwili jakiś dzieciak pyta się co to za beczka. W odpowiedzi słyszy chóralne „Frania”. – To taka prymitywna pralka do prania – tłumaczą. Po udzieleniu wywiadu miejscowej gazecie zwijamy się i ruszamy do Fojutowa. Tam atrakcją jest wieża widokowa i budowla hydrotechniczna. Zapomniałem kanapek na drogę, więc dzielę się z żoną zadaniami. Iwona idzie zwiedzać i ma mi opowiedzieć co widziała, a ja podążam do restauracji, aby później opowiedzieć jak smakowało…

Czas ruszać do Zblewa, do kolejnego muzeum. W trasie przeglądamy fejsa. Słuchamy piosenki Kaszubskiej Influencerki, która dała swój podkład muzyczny do filmiku nagranego jeszcze na Shellu. Dla formalności dodam, że Karolina jest członkiem ekipy „FrankoŻuka”.

W pobliżu kolejnego celu widzimy maluchy, które już podążają do Kolana. W muzeum przyjmuje nas dyrektor Paweł Peka. Z pasją opowiada o pojazdach militarnych, bo ich tam jest najwięcej. Fantastyczne miejsce warte ponownego zwiedzenia. Poproszony przez gospodarzy obiektu Ryszard Rynkowski pozostawia efektowny ślad po oponach swoim Żukiem. To nie byle jaki Żuk. Bardzo różniący się od pozostałych, głównie silnikiem V8!

Czas zwijać się na Kaszuby. Przed nami jeszcze 55 km. W Kolanie pojawiamy się zgodnie z planem. Mamy czas na przygotowanie biesiady. Stoi namiot postawiony dzień wcześniej. Tak w razie złej pogody. Należy bowiem pamiętać, że w tamtym pagórkowatym terenie istnieje pewien mikroklimat i mimo tego, że prognozy są optymistycznie, w każdej chwili pogoda może się pogorszyć. Gospodarze, czyli rodzina Kupperów i Bullmanów przygotowała 100 miejsc siedzących i wszystko co trzeba. Mamy 2 ogniska i grill na kiełbaski. W rogu Mateusz Bullmann czeka już z grochówką i bigosem. Uczestnicy znoszą na stół upieczone przez siebie ciasta i pieczywo. Na kolejnym stawiają własne wyroby, m.in. smalec, śledzie, grzybki, zylc, ogórki… Dominują potrawy swojskie i regionalne. Miały kojarzyć się z PRL-em lub Kaszubami. Jakby było mało atrakcji, Dawid Ustowski wraz z rodziną ustawia maszynę do waty cukrowej. Robi furorę nie tylko wśród najmłodszych. A jeśli już mowa o dzieciach, to za chwilę przybędzie animatorka, której zadaniem ma być trzygodzinne zabawianie. Jak się później okazało, decyzja o jej zaangażowaniu była trafiona. Tymczasem w Hubertówce moja Iwona już piecze gofry. Nie udaje się zrobić zapasu, bo… schodzą na bieżąco. Inne panie kroją ciasta.

Zbliża się godz. 17:00, a to oznacza, że Grzegorz Pionke uruchamia urządzenie nagłaśniające w swojej Nysce „propagandówce”. Na dachu są zainstalowane potężne megafony, a na zewnątrz wystawia jeszcze duże kolumny stadionowe. Co za moc! Jednak po chwili Grzesiu wyłącza muzykę z lat 70 i 80 XX w, bo… słychać dźwięki akordeonisty. To pan Gienek, który zaczął od utworu „Kaszubskie jeziora”. Gra jeszcze kilka innych klasycznych utworów biesiadnych. Po chwili do głośników wraca Savage i inne takie w podobnych klimatach.

Bawimy się. Rozmów o pięknych Kaszubach nie brakuje. Co ciekawe, nie dominują tylko tematy motoryzacyjne. Tylko od czasu do czasu słychać coś o uszczelkach i panewkach. 250 osób z różnych stron kraju rozmawia ze sobą, jakby znali się od lat. Choć trzeba przyznać, że część z nich zna się z rajdów Złombol i Koguta. W przeszłości przejechali tysiące kilometrów, więc kolejne setki nie robią na nich wrażenia. Widać za to – i tutaj będę nieskromny – zachwyt Kaszubami i organizacją. No, gdyby to powiedziało tylko kilku z nich, uznałbym to za grzeczność, ale ku mojemu zaskoczeniu miłych słów nie ma końca. Prawie czuję zakłopotanie. Czas jednak pochwalić tych, którzy przybyli z najdalszych zakątków. Wręczam im nagrody. Z Krakowa przyjechały ekipy Pawła Krupy Fiatem 125 p i Waldemara Nogasia Polonezem. Nie był to zwykły Polonez bo… karawan, który na linię startu musiał przejechać 630 km. Trzecią nagrodę odebrał Janusz Labaj z Oświęcimia, który pokonał 582 km. Następnego dnia było mu mało kilometrów, więc udał się jeszcze nad morze.

Wróćmy do wyróżnień. Zasłużyli na nie także ci posiadający najbardziej wiekowe pojazdy. Najstarsza jest Zastava Sebastiana Rolbieckiego z Bytowa. Taśmę produkcyjną opóściła w 1965 r. Najstarszym polskim pojazdem jest Syrena (1973) Maćka Myszki z Bytowa. Wyróżnienie otrzymuje także posiadacz jedynego motocykla Dariusz Gapski z Chojnic przyjeżdżając Uralem IMZ 8.

Była jeszcze nieoficjalna nienagradzana kategoria, o której warto wspomnieć. Najmłodszy uczestnik, Stasiu ma 3 miesiące, a najszybciej urodzony Witek przekroczył 80 lat! Obaj mają się dobrze 🙂

Pozwalam sobie na degustację napoju z bytowskiego Browaru Kaszubskiego. Pozostaję w temacie kaszubskim, bo na etykiecie widnieje napis „Kaszub”. Nadchodzi czas na wyróżnienie najciekawszych pojazdów rajdu. Zapewne subiektywnie wybieram cztery bez klasyfikacji konkretnych miejsc. Dyplomy wraz z nagrodami odbierają: Damian Białk ze Smolna (GAZ 21 Wołga – 1969), Krzysztof Łonski z Bielkówka (Tarpan Honker – 1998), Gabriela Myślak z Gdańska (UAZ 452 Buchanka – 1985) oraz Piotr Behmke z Bytowa (Warszawa 323 – 1972). W tym miejscu pozwalam sobie wrócić do wspomnianej Buchanki. To ta, która uległa wypadkowi podczas zeszłorocznego Rajdu Koguta. Dlatego czuję się zaszczycony, że powrót po renowacji następuje akurat podczas LENO W PRZÓDK. Spora w tym zasługa ekipy „FrankoŻuka”, czyli Michała Stencla z Sierakowic. Zresztą Michał ma więcej zasług w naszym rajdzie. Dzięki jego zaangażowaniu udało się stworzyć efektowną frekwencję.

Ściemnia się, więc czas odpalić tort. A to za sprawą Krystiana Szopińskiego, a raczej jego żony Judyty, która następnego dnia obchodzi urodziny. Wybranka życia Krystka, otrzymuje także gromkie sto lat. Tego wieczoru szczęście uśmiecha się jeszcze do innej pani, która w wyniku losowania wygrała rower Wigry 3 sprezentowany przez Franka Stencla. Wieczór, a raczej noc kończy się tańcami i śpiewami. Chciałoby się, aby ta noc się nigdy nie skończyła. Jednak zmęczenie daje o sobie znać. Po północy zapalają się światła w pokojach Kupperówki i Kuczerówki oraz domkach i… campingach, i namiotach. Mimo zmęczenia trudno zasnąć. Powietrze powoli schodzi, emocje gasną. Budzę się jednak około godz. 3:00. Motyla noga, nie mogę zasnąć. Endorfiny buzują, bo ciągle myślę o tym co już było i o tym, co przed nami w niedzielę. Dla rozluźnienia umysłu chwytam za kije i po godz. 4:00 ruszam w marsz nordic walking po znajomych mi okolicach Wieżycy. Udaje się wyciszyć przy pięknym wschodzie słońca.

O godz. 8:00 wraz z ekipą „FrankoŻuka” łykamy kawę przygotowaną w Żuku. Ludzie zbierają się na wypasione śniadanie. Z pełnymi brzuszkami żegnamy się z Kolanem. Ruszamy na Przëstank Stãżëca, czyli Przystanek Stężyca. Dzięki wsparciu Wójta Gminy Stężyca organizujemy krótką wystawę pojazdów wokół amfiteatru. Jest czas na dokończenie konkursu z wiedzy o PRL. Poprzedniego dnia spośród czterech ekip wyłoniliśmy dwie. W finale wygrywa załoga Klasyków Ziemi Puckiej. Po odczytaniu listy startowej ruszamy do Kawla Dolnego, do Muzeum Kaszubska Zagroda Bielickowo. To ostatni punkt naszego rajdu. Na część uczestników czekają jeszcze setki kilometrów do przebycia. Mimo zmęczenia poruszanie się Nysami, Tarpanami, Trabantami czy Lublinami sprawia im to ogromną frajdę. Zatem im więcej kilometrów, tym więcej radości. Wiem jednak, że to kosztuje sporo sił. Dlatego podziwiam każdego, kto musiał przebyć większy dystans ode mnie.

Na podsumowanie i podziękowania tym, którym zawdzięczam powodzenie zakończonego rajdu, będzie jeszcze wiele okazji. Gdy opadnie kurz, podejmę decyzję dotyczącą trasy i programu trzeciej edycji. Przemyślę co zmienić, co poprawić, a co kontynuować. Pomysłów jest wiele. Jednak zanim to zrobię, będę słuchać podpowiedzi, bo przecież LENO W PRZÓDK należy do nas wszystkich. LENO W PRZÓDK jest rajdem społeczności o tej samej pasji. Być może decyzja z kolejną trasą zapadnie po wrześniowym jednodniowym wypadzie „Réza na Hél”…

Do zobaczenia Przyjaciele!

Bogdan Adamczyk