Miłośnikom historii motoryzacji 1964 r. kojarzy się z początkiem ery Mustangów. Właśnie pierwsze modele były największą ozdobą sopockiego zlotu Forda Mustanga „Born to be Free” organizowanym przez Classic Moto Story. Znakiem rozpoznawczym organizatorów jest miejsce prezentacji pojazdów. Po raz kolejny ich impreza odbyła się przed sopockim molo. Tłumom oglądających towarzyszyła wspaniała pogoda.

Wróćmy do szczęśliwego 1964 r. Warto przypomnieć, że tylko pierwszego dnia sprzedaży złożono 22 tys. zamówień. Dwa lata później taśmę produkcyjną opuścił milionowy egzemplarz. Stało się to dlatego, ponieważ Ford doskonale trafił w target klientów. Stworzono samochód dla młodego pokolenia, dla których Corvetta była ekonomicznie nieosiągalna. Mustang zostawił konkurencję daleko w tyle. Samochód z logiem Mustanga na atrapie jest ważnym symbolem amerykańskiej motoryzacji.

W Sopocie widzieliśmy modele Boss, Coupe, Cabrio, Mach, Sunburst, Shelby, Convertible, Cobra czy stare i nowe GT. Wszystkie były we wszelkich możliwych konfiguracjach. Obok nich nie można było przejść obojętnie. Gdy oglądałem Coupe mówiłem do siebie, to jest ten najpiękniejszy, chwilę później zakochałem się w żółtym Mustangu Mach I, ale tuż za nim Shelby GT sprawił, że nie potrafiłem wybrać swojego „zwycięzcę imprezy”. Uwagę na siebie zwracały nie tylko ustawione w jednym szpalerze zabytkowe modele, ale również współczesne GT z wersją Mustanga VI włącznie.

Ryk silników przyprawiał o gęsią skórkę. To były prawdziwe potwory. Tylko resztki zdrowego rozsądku sprawił, że nie porwałem jednego z nich. Ruszyłbym Mustangiem z kopyta i po ujarzmieniu połykałbym trójmiejskie drogi. Potężna moc byłaby po mojej stronie. Zatrzymać mogłyby tylko uliczne korki. Ech… Dziękuję organizatorom, że przynajmniej mogłem przez chwilę uruchomić wyobraźnię budując motoryzacyjne marzenia.

Bogdan Adamczyk

Zobacz także wideo:

Wystawa Mustangów okiem naszej kamery

Zobacz także Mustanga z innej wystawy:

Bez Mustanga się nie obeszło