Gdy kilka tygodni temu po raz pierwszy podziwiałem motoryzacyjny zbiór Witolda Diuga, uwagę na siebie zwróciło czerwone Porsche. To największa i najcenniejsza perełka w posiadaniu pasjonata motoryzacji. Odwiedziłem go ponownie. Tym razem z zamiarem wykonania kilku zdjęć. Tymczasem dostałem więcej niż się spodziewałem. Pan Witold starannie przygotował się na nasze spotkanie. Rozpoczął od lekcji historii. Uznał ją za obowiązkowy punkt programu. Dzielimy się nią na łamach autokaszuby.pl.

Ferdinand Porsche swoją przygodę z motoryzacją rozpoczął na początku XX wieku. Był konstruktorem i projektantem. Zajmował się głównie samochodami sportowymi – rozpoczyna opowieść Witold Diug. Literatura potwierdza, że wspomniany konstruktor zbudował pierwszy na świecie pojazd z napędem na 4 koła. Budował również auta hybrydowe! Jednak największą sławę przyniósł mu projekt popularnego dzisiaj Garbusa. Było to zlecenie dla samego Adolfa Hitlera. Ferdinand Porsche miał zaprojektować auto dla ludu, volks (lud) wagen (wóz). W 1939 r. wyprodukowano pierwsze egzemplarze. Po wojnie ruszyła seryjna produkcja – bez wątpienia – najpopularniejszego samochodu. Ze względu na niechlubny okres współpracy z Hitlerem, Ferdinand nie był mile wspominany.

Jednak syn Ferdinanda, również o imieniu Ferdinand z pseudonimem „Ferry” otrzymywał po 5 marek za każdy wyprodukowany egzemplarz Garbusa – mówi Witold Diug. Syn, podobnie jak ojciec był miłośnikiem samochodów sportowych. – Syn pracował w firmie ojca założonej w 1931 r. w Stuttgarcie [stąd logo Porsche podobne do herbu miasta – przyp. red.]. Była to firma konstrukcyjna. Sama nie produkowała samochodów. Ferry swój talent skierował w kierunku tworzenia silników sportowych. Po przejęciu firmy zbudował własny samochód Porsche 356 oparty na Garbusie, oczywiście z innym mocniejszym silnikiem. Był to już boxer położony za tylną osią chłodzony powietrzem. Nadwozie zbudowano z ręcznie klepanej blachy aluminiowej. Produkowano ich niewiele, bo w ilości 5 sztuk miesięcznie, a łącznie zaledwie 52 szt., w tym 8 kabrioletów – mówi pasjonat zwracając uwagę, że ten roadster posiadał wiele cech Garbusa będąc niejako protoplastą Porsche 911.

Zanim powstały 911, Ferry ulepszał 356 nadając coraz to mocniejsze silniki. Zaczął od 1,2 litra, a później były np. 1,3 i 1,5. Jednocześnie pracował nad stworzeniem Porsche 901. W 1964 r. rozpoczęła się seryjna produkcja – mówi. Co ciekawe, po wyprodukowaniu 82 sztuk z oznaczeniem „901” w wyniku protestów francuskiego Peugeota, zmieniono nazwę na Porsche 911. Peugeot miał wyłączność na „zero” w trzycyfrowych symbolach. W 1965 r. 911 pojawiło się na rynku USA. Tam brały udział w wielu rajdach. Porsche osiągało sukcesy sportowe i sprzedaży. – Wówczas te modele kosztowały 22 tys. marek. W 1968 r. wprowadzono wtrysk paliwa. Silniki były coraz mocniejsze. W 1983 r. na 20 urodziny Porsche 911 zaprezentowało nowy model „Carrera” – mówi Pan Witold, który jest szczęśliwym posiadaczem właśnie tego modelu.

– 911 wyposażono już w silnik 3,2 litra. Wzmocniono obudowę skrzyni korbowej i hydrauliczne napinacze łańcucha, zmodyfikowano układ wtryskowy, pojawiła się warstwowa 12-litrowa chłodnica oleju – wymienia. Wiele z rozwiązań z 911 należało do nowatorskich. Zabytkowy fotografowany przez nas egzemplarz posiada 231 KM i potrafi osiągnąć 245 km/h. W 1984 r. ten egzemplarz kosztował ok. 68 tys. DM. – Model, który posiadam był produkowany w latach 1983 – 1989. Co prawda w 1988 r. był już nowy model, ale przez rok produkowano je jednocześnie – tłumaczy Witold Diug. Nazwa „Carrera” pochodzi od meksykańskiego toru o tej samej nazwie. Egzemplarz kultowego auta na Kaszuby trafił ze Stanów Zjednoczonych. – Wygrałem go na jednej z aukcji – wyjaśnia posiadacz Carrery dodając: – Poprzedni właściciel był policjantem z Kalifornii. Pewnie dlatego na szybie jest naklejka „police”.

Pan Witold, choć jest bardzo zżyty ze swoim autem, odnajduje także słabe punkty. – Ze względu na to, że jest to wybitnie sportowe auto, prowadzenie jego jest mało komfortowe. Nie posiada wspomagania kierownicy i jest bardzo twardy – mówi odnosząc się także do niskiego zawieszenia. Zapewnia jednak, że właśnie dlatego jego boxer ma bardzo dobre osiągi. Zdobywa także korzystne wskaźniki w tunelu aerodynamicznym. Witold Diug, który jest prezesem bytowskiego towarzystwa miłośników pojazdów zabytkowych i klasycznych Byt – Kar zwrócił uwagę na kilka ciekawostek. Np. wyjaśniał dlaczego stacyjka zapłonowa znajduje się po lewej stronie, a nie jak zwykle po prawej. – Dawniej wyścigi zaczynały się, gdy kierowcy stali obok auta. Wskakiwali do samochodu i prawa ręka od razu lądowała na skrzyni biegów, a lewą wkładano kluczyk do stacyjki – wyjaśnia. Pokazuje także lampę, która w razie przepalenia się żarówki musi być wymieniona w całości. – To taka przypadłość aut rodem z USA – mówi.

Arcyciekawej opowieści pasjonata motoryzacji towarzyszył dźwięk silnika boxer, lub jak kto woli – silnika podłogowego – z charakterystycznym groźnie brzmiącym warkotem. Zabytkowy egzemplarz, specjalnie na okazję naszego spotkania „odpalono” po raz pierwszy w tym roku! Mimo upływu lat, nadal odczuwa się jego moc.

Bogdan Adamczyk

Zaczęło się od pewnego Citroena