Na łamach autokaszuby.pl będziemy umieszczać opinie fachowców. Naszym ekspertem do spraw instalacji gazowych jest Piotr Gierdalski z Bytowa. Od prawie ćwierć wieku zajmuje się przerabianiem samochodów. Trudno więc o bardziej kompetentną osobę w tej dziedzinie. Zapraszamy do pierwszego spotkania z panem Piotrem.

Na wstępie chcemy dowiedzieć się od kiedy stosuje się LPG w polskich autach, czyli Liquefied Petroleum Gas lub jak kto woli mieszanina propanu i butanu. – Pierwsze polskie instalacje gazowe w samochodach montował Zbigniew Domański w 1974 r. Na początku przerobił oryginalnego na włoskich częściach Fiata 125p 1300 – rozpoczyna historię polskiego autogazu Piotr Gierdalski wspominając o polskim prekursorze w branży.

Nasz ekspert dodaje, że wówczas nie było takich zbiorników jakie znamy dzisiaj. – Wtedy była to 11-kilogramowa butla przymocowana na specjalnym stelażu. Takie same butle używało się w gospodarstwach domowych do kuchenek. Wiązało się to z częstymi wymianami butli – opowiada. Co ciekawe, wspomniany Zbigniew Domański homologację otrzymał dopiero w 1991 r. Jedna butla pozwalała pokonać dużym Fiatem odległość 190-200 km.

Po latach tematem zainteresowały się Zakłady Gazyfikacji Bezprzewodowej w Gdyni, które zakupiły dwa nowe Polonezy. „Zagazowano” je we Włoszech. Rozpoczęła się współpraca na dobre. Ściągano zestawy do instalacji i montowano w Gdyni. Pojawiały się pierwsze cylindryczne zbiorniki. Najpopularniejsze były 65-litrowe baki – mówi pan Piotr. Co ciekawe, pierwsze zbiorniki malowano na czerwono, co mylnie sugerowało, że kierowcy mieli do czynienia z czymś niebezpiecznym.

W 1992 r. Piotr Gierdalski rozpoczął pracę w bytowskim oddziale gdyńskiej firmy. – Zajmowaliśmy się rozlewaniem gazu do 11-kilogramowych i turystycznych butli – mówi bytowiak, który w tamtym czasie pojechał do Gdyni na szkolenie. Tam otrzymał swój pierwszy dyplom i rozpoczęła się jego przygoda z autogazem, która trwa do dzisiaj.

Moim pierwszym przerobionym pojazdem był Fiat 125p w kolorze kości słoniowej. Tak bardzo byłem przejęty tą przeróbką, że starałem się to robić bardzo powoli i w konsekwencji nie wyrobiłem się w ośmiu godzinach – śmieje się pan Piotr. Później przerabiał Nysy, Żuki i Polonezy. Innych pojazdów było niewiele. Nasz rozmówca potwierdza, że na początku ludzie byli nieufni. Rodziły się niepotwierdzone mity wraz z tymi, które straszyły wybuchającymi butlami.

Co ciekawe, benzyna jest bardziej wybuchowa. Mało tego, ludzie widząc kałużę benzyny potrafią się tym nie przejmować. Bo benzyna jest czymś normalnym, czymś co było gdy się urodziliśmy. Z kolei, gdy tylko ktoś wyczuje zapach gazu zaczyna panikować – porównuje Piotr Gierdalski.

Namówiony przez żonę pan Piotr założył własny zakład, posiadający dzisiaj w okolicy bardzo dobrą renomę. Nie odkrywa Ameryki mówiąc, że głównym i chyba dla większości jedynym motywem przeróbki samochodu jest ekonomia.

Nawet dzisiaj, gdy cena gazu oscyluje w okolicach 2 zł/l, LPG sprawia, że eksploatacja pojazdu jest mniej więcej o połowę tańsza od benzyny. Jeśli ktoś wyda na „zagazowanie” 2500 zł, to zwrot kosztów następuje po przejechaniu 15 tys. km – wyjaśnia dodając, że jadąc Peugeotem z Bytowa do Warszawy i z powrotem spala gazu za ok. 160 zł. Dla porównania uzupełnię, że nieco większym Land Roverem wydałem 210 zł, a wcześniej na tej samej trasie spalałem benzynę za ponad 400 zł. Zatem wyliczenia pana Piotra należy uznać za wiarygodne.

cdn

 

Bogdan Adamczyk


 [Nasz ekspert: Piotr Gierdalski – Auto-Piotr, Bytów, ul. B. Chrobrego 1, tel. 607 346 690]